Przejdź do głównej zawartości

Czy moi studenci mnie denerwują?

Na ostatnim dyżurze, podczas którego drzwi się nie zamykały, jeden ze studentów postawił mi jasne pytanie: Czy studenci potrafią Panią zdenerwować? Przy tak postawionym pytaniu odpowiedź powinna być klarowna: tak lub nie. Tymczasem to pytanie nie może zadowolić się  kwestionariuszową odpowiedzią. Z zasady podczas zajęć trudno jest mnie wyprowadzić z równowagi. Chociaż ten i ów czasami dokłada wszelkich starań, by to uczynić. 
Dobrego samopoczucia na pewno pozbawiają mnie osoby spóźniające się na zajęcia. Przeważnie są to te same osoby, za nic mające wszelkie ustalenia, prośby i porzucające przed progiem uczelni instynkt samozachowawczy. I żeby jeszcze weszły bezszelestnie. Zajęły najbliższe miejsce, tuż obok wejścia. Ale nie. Wędrują przez całą aulę, obijają się o krzesła innych, szeleszczą reklamówkami. 
Druga kategoria studentów, budząca we mnie najgorsze instynkty, rekrutuje się z grupy posiadaczy telefonów komórkowych i nie mogących się bez nich obejść podczas wykładów.Siadają z tyłu i poza komórką nie mają nic.Nawet długopisu i skrawka papieru. Na szczęście jest ich niewielu.













Popularne posty z tego bloga

 Chwilo trwaj Tak sobie (czasami) myślę i pytam się sama siebie: czy po 30 latach w zawodzie nauczyciela można jeszcze coś z siebie dać innym? Czy jeszcze jest komuś potrzebne nasze doświadczenie, zapał i wiara w sens tego co robimy? Otóż odpowiedź przyszła dzisiaj. Moja studentka, która skończyła studia rok temu, napisała do mnie list. To był ciepły i życzliwy list. Tradycyjny list, w kopercie, nie email. Ponoć moje zaangażowanie, uśmiech, pozytywne nastawienie do studentów miało wpływ na jej losy. Dobrze jest zmieniać ludzkie życie dając innym siłę do stawania się lepszą wersją siebie. Dobrze jest znów poczuć, że jest moc do robienia tego, co się kocha. 

Kreatywni na cenzurowanym

C zy każdy z nas chciałby mieć kreatywnych uczniów i studentów a także twórczych pracowników? Chyba wszyscy. Skąd to chyba, skąd ta wątpliwość? Otóż obserwuję otaczającą rzeczywistość, uczestniczę w różnych działaniach i...czasami jestem podbudowana tym co widzę, a czasami mam wrażenie że świat się zatrzymał. Ba nawet cofnął niebezpiecznie. Kreatywny pracownik to utrapienie. Cięgle chce robić więcej i inaczej niż wszyscy. Widzi dalej, nie jęczy że się nie da, myśli i postępuje nieszablonowo. Ten kreatywny jest jednak człowiekiem czynu, jeśli pracodawca nie potrafi za nim nadążyć musi liczyć się z tym, że odejdzie. Kreatywny uczeń, indywidualista, ba do tego zdolny, to samo utrapienie nauczyciela. Nie da się go wcisnąć w skale, ustawić w potulnym szeregu, trzeba poświęcić mu odrębną uwagę, czas. A na dodatek przecież tak bezpiecznie jest dla niektórych, kiedy wszystko da się przewidzieć, lekcja przeminie według schematu, nikt nie zada trudnych pytań, nie będzie trzeba toczyć polemiki. ...
Doprowadza mnie do szewskiej pasji pytanie zadawane na forach a dotyczące nauczycieli czy wykładowców, a zamykające się w sformułowaniu Kogo doradzacie? Kto z tej listy jest najmniej kłopotliwy i najmniej wymagający? Studenci nie mają zahamowań. Poniżej swojego pytania publikują listę nazwisk potencjalnych promotorów. Czy naprawdę zawsze chodzi o to, by coś było najmniej kłopotliwe? Dlaczego nie miałam szczęścia trafić na wpis typu: Kto z tej listy najlepiej zna się na swojej pracy? Albo przy kim nauczę się najwięcej? Czy pokolenie obecnie podążających po dyplom magisterski wyzbyło się ambicji? Ja rozumiem zachowanie pod tytułem nie generuj problemów jeśli nie potrzeba, ale pójście na łatwiznę, to zupełnie co innego.