Na ostatnim dyżurze, podczas którego drzwi się nie zamykały, jeden ze studentów postawił mi jasne pytanie: Czy studenci potrafią Panią zdenerwować? Przy tak postawionym pytaniu odpowiedź powinna być klarowna: tak lub nie. Tymczasem to pytanie nie może zadowolić się kwestionariuszową odpowiedzią. Z zasady podczas zajęć trudno jest mnie wyprowadzić z równowagi. Chociaż ten i ów czasami dokłada wszelkich starań, by to uczynić.
Dobrego samopoczucia na pewno pozbawiają mnie osoby spóźniające się na zajęcia. Przeważnie są to te same osoby, za nic mające wszelkie ustalenia, prośby i porzucające przed progiem uczelni instynkt samozachowawczy. I żeby jeszcze weszły bezszelestnie. Zajęły najbliższe miejsce, tuż obok wejścia. Ale nie. Wędrują przez całą aulę, obijają się o krzesła innych, szeleszczą reklamówkami.
Druga kategoria studentów, budząca we mnie najgorsze instynkty, rekrutuje się z grupy posiadaczy telefonów komórkowych i nie mogących się bez nich obejść podczas wykładów.Siadają z tyłu i poza komórką nie mają nic.Nawet długopisu i skrawka papieru. Na szczęście jest ich niewielu.