Przejdź do głównej zawartości

Magia ars

W nauczaniu najpiękniejsze jest obcowanie intelektualne z uczniem.Patrzenie jak się rozwija, robi postępy, staje się innym człowiekiem. Przedwczoraj miałam to szczęście prowadzić zajęcia dla słuchaczy, w gronie których było sporo moich seminarzystów i studentów, obecnych i byłych.
To fascynujące. Dorośli ludzie cieszący się na swój widok, czerpiący radość z faktu, że dwie godziny rozmawiają o konfliktach i dialogu, to niezmiernie budujący widok. A przecież mieli za sobą cały dzień pracy, na dworze był nieznośny upał, a oni przyszli. Nie po to by przyjść tylko, lub by dostać certyfikat. Przyszli bo połączyła iść ciekawość intelektualna. I kto powiedział, że ludzie nie chcą się uczyć, że szukają tylko okazji by iść na skróty. Dzięki takim uczniom nauczanie staje się sztuką, magicznym spotkaniem, podczas którego odkrywamy nowe twarze naszych uczniów i dostajemy
informację, że warto, warto być nauczycielem. Bo jednak komuś i czemuś nasz zapał jest potrzebny, bo jednak nasze słowa nie zostały rzucone na wiatr. A że inni tego nie rozumieją, ciągle utyskują na swoich wychowanków...no cóż widać nie udało im się spotkać wyjątkowych uczniów.
To patetyczne. Zgoda. Ale jeśli spotyka nas coś wyjątkowego, to po co to spłaszczać i robić z tego nic nieznaczące zdarzenie. Ten piątek, te warsztaty, z całą pewnością  były budujące dla nauczyciela...







Popularne posty z tego bloga

 Chwilo trwaj Tak sobie (czasami) myślę i pytam się sama siebie: czy po 30 latach w zawodzie nauczyciela można jeszcze coś z siebie dać innym? Czy jeszcze jest komuś potrzebne nasze doświadczenie, zapał i wiara w sens tego co robimy? Otóż odpowiedź przyszła dzisiaj. Moja studentka, która skończyła studia rok temu, napisała do mnie list. To był ciepły i życzliwy list. Tradycyjny list, w kopercie, nie email. Ponoć moje zaangażowanie, uśmiech, pozytywne nastawienie do studentów miało wpływ na jej losy. Dobrze jest zmieniać ludzkie życie dając innym siłę do stawania się lepszą wersją siebie. Dobrze jest znów poczuć, że jest moc do robienia tego, co się kocha. 

Kreatywni na cenzurowanym

C zy każdy z nas chciałby mieć kreatywnych uczniów i studentów a także twórczych pracowników? Chyba wszyscy. Skąd to chyba, skąd ta wątpliwość? Otóż obserwuję otaczającą rzeczywistość, uczestniczę w różnych działaniach i...czasami jestem podbudowana tym co widzę, a czasami mam wrażenie że świat się zatrzymał. Ba nawet cofnął niebezpiecznie. Kreatywny pracownik to utrapienie. Cięgle chce robić więcej i inaczej niż wszyscy. Widzi dalej, nie jęczy że się nie da, myśli i postępuje nieszablonowo. Ten kreatywny jest jednak człowiekiem czynu, jeśli pracodawca nie potrafi za nim nadążyć musi liczyć się z tym, że odejdzie. Kreatywny uczeń, indywidualista, ba do tego zdolny, to samo utrapienie nauczyciela. Nie da się go wcisnąć w skale, ustawić w potulnym szeregu, trzeba poświęcić mu odrębną uwagę, czas. A na dodatek przecież tak bezpiecznie jest dla niektórych, kiedy wszystko da się przewidzieć, lekcja przeminie według schematu, nikt nie zada trudnych pytań, nie będzie trzeba toczyć polemiki. ...
Doprowadza mnie do szewskiej pasji pytanie zadawane na forach a dotyczące nauczycieli czy wykładowców, a zamykające się w sformułowaniu Kogo doradzacie? Kto z tej listy jest najmniej kłopotliwy i najmniej wymagający? Studenci nie mają zahamowań. Poniżej swojego pytania publikują listę nazwisk potencjalnych promotorów. Czy naprawdę zawsze chodzi o to, by coś było najmniej kłopotliwe? Dlaczego nie miałam szczęścia trafić na wpis typu: Kto z tej listy najlepiej zna się na swojej pracy? Albo przy kim nauczę się najwięcej? Czy pokolenie obecnie podążających po dyplom magisterski wyzbyło się ambicji? Ja rozumiem zachowanie pod tytułem nie generuj problemów jeśli nie potrzeba, ale pójście na łatwiznę, to zupełnie co innego.