Przejdź do głównej zawartości

Doprowadza mnie do szewskiej pasji pytanie zadawane na forach a dotyczące nauczycieli czy wykładowców, a zamykające się w sformułowaniu Kogo doradzacie? Kto z tej listy jest najmniej kłopotliwy i najmniej wymagający? Studenci nie mają zahamowań. Poniżej swojego pytania publikują listę nazwisk potencjalnych promotorów. Czy naprawdę zawsze chodzi o to, by coś było najmniej kłopotliwe? Dlaczego nie miałam szczęścia trafić na wpis typu: Kto z tej listy najlepiej zna się na swojej pracy? Albo przy kim nauczę się najwięcej? Czy pokolenie obecnie podążających po dyplom magisterski wyzbyło się ambicji? Ja rozumiem zachowanie pod tytułem nie generuj problemów jeśli nie potrzeba, ale pójście na łatwiznę, to zupełnie co innego. 


Popularne posty z tego bloga

 Chwilo trwaj Tak sobie (czasami) myślę i pytam się sama siebie: czy po 30 latach w zawodzie nauczyciela można jeszcze coś z siebie dać innym? Czy jeszcze jest komuś potrzebne nasze doświadczenie, zapał i wiara w sens tego co robimy? Otóż odpowiedź przyszła dzisiaj. Moja studentka, która skończyła studia rok temu, napisała do mnie list. To był ciepły i życzliwy list. Tradycyjny list, w kopercie, nie email. Ponoć moje zaangażowanie, uśmiech, pozytywne nastawienie do studentów miało wpływ na jej losy. Dobrze jest zmieniać ludzkie życie dając innym siłę do stawania się lepszą wersją siebie. Dobrze jest znów poczuć, że jest moc do robienia tego, co się kocha. 

Dydaktyka bez zaangażowania

T ak zastanawiam się czasami, czy w zawodzie nauczyciela można egzystować tak bezrefleksyjnie, tak z dnia na dzień wykonując swoje zadania, ale nie zatrzymując się przy konkretnych problemach dłużej niż tego wymagają. Zamykać klasę czy salę wykładową i wychodzić ze szkoły jak z biura. Niestety można. Dość liczne przykłady na to wskazują, że jest to możliwe, ba nawet wykonalne bez większego oporu otoczenia. Dlaczego to się niektórym udaje? Bo nauczyciel, nazwijmy go typ urzędnik trafia na podobnych sobie uczniów, którzy chcą mieć zajęcia z głowy i ukończyć szkołę, nie ponosząc przy tym żadnych kosztów własnych. Nie angażując się emocjonalnie, mentalnie, zarówno jedna strona jak i druga nie odczuwają dyskomfortu z powodu tego co robią. Nie mają poczucia, że włożone wysiłki poszły na marne. Nie dopadnie ich też wypalenie zawodowe, bo stan w jakim tkwią jest i tak nijaki. Ale czy o to chodzi?

Magia ars

W nauczaniu najpiękniejsze jest obcowanie intelektualne z uczniem.Patrzenie jak się rozwija, robi postępy, staje się innym człowiekiem. Przedwczoraj miałam to szczęście prowadzić zajęcia dla słuchaczy, w gronie których było sporo moich seminarzystów i studentów, obecnych i byłych. To fascynujące. Dorośli ludzie cieszący się na swój widok, czerpiący radość z faktu, że dwie godziny rozmawiają o konfliktach i dialogu, to niezmiernie budujący widok. A przecież mieli za sobą cały dzień pracy, na dworze był nieznośny upał, a oni przyszli. Nie po to by przyjść tylko, lub by dostać certyfikat. Przyszli bo połączyła iść ciekawość intelektualna. I kto powiedział, że ludzie nie chcą się uczyć, że szukają tylko okazji by iść na skróty. Dzięki takim uczniom nauczanie staje się sztuką, magicznym spotkaniem, podczas którego odkrywamy nowe twarze naszych uczniów i dostajemy informację, że warto, warto być nauczycielem. Bo jednak komuś i czemuś nasz zapał jest potrzebny, bo jednak nasze słowa nie